Legenda o Rynarzewskim Raku
 

       Znane jest z tego Rynarzewo, że ma być tam uwiązany na łańcu rak...
Będąc na ziemi niemieckiej usłyszysz o miejscowości Netzwalde( to nazwa niemiecka Rynarzewa). Tam do dziś opowiada się legendę o legendarnym raku uwiązanym na złotym łańcuchu. Jest wiele wersji tej legendy, oto jedna z nich.

    Otóż bardzo dawno temu, tam gdzie dziś stoi kościół poewangelicki na rynku, był kiedyś staw, a w około niego rosły rozłożyste topole, wierzby i olszyny. Staw ten służył do pojenia bydła, oraz był zbiornikiem wodnym na wypadek powstania pożaru. W tym czasie o którym jest mowa w Rynarzewie mieszkało kilku kowali, którzy usługi swoje pełnili dla miejscowych gospodarzy.

   Otóż jeden z nich był wielkim pijakiem, dlatego stał się nie lubianym przez rynarzewiaków. Upijał się i wszczynał w miasteczku awanturnicze burdy. Lekceważył słowa ludzi, upijał się przy każdej okazji, a było to tęgie chłopisko w starszym już wieku.

   On to nie mając zarobku w Rynarzewie, musiał wyrabiać swoje kosy i łańcuchy i takowe sprzedawać po okolicznych wsiach.

   Pewnego listopadowego dnia nasz kowal wyruszył ze swoim towarem do pobliskich wiosek. Powrócił bardzo późno, a w dniu tym było zimno, wiał ostry wiatr, mżył deszcz, a nad Rynarzewem unosiły się opary mgły. Naprawdę była to ponura listopadowa noc, a zima już zalegała, i choć oczy przymrużał ,to i tak nic nie zobaczył. W tę noc akurat nasz kowal wracał do domu jak zwykle mocno podchmielony. Toteż nie dziwota, że do stawu wpadł. Staw nie był głęboki lecz zalegał mułem torfowym, w którym ciężko było poruszać nogami.

   Biedne chłopisko czyniło wszystko by się ze stawu wydostać, lecz mu zawadzał łańcuch, którego nie sprzedał, a był nim skrępowany.

  Teraz w mule nasz kowal oblepił się na dobre, a to mu jeszcze więcej utrudniało wyjście na brzeg. Rękoma macał by się czegoś uczepić, lecz wszystko było oblepione mułem i z rąk mu wypadało tak, że na brzeg kowal nie mógł się wydostać. Już głośno wołał pomocy, już go złość poniosła, już zaczął kląć i wyzywać ludzi, lecz usta jego zapchane były błotem, więc słychać było tylko mamrotanie i pobrzękiwanie łańcuchów. Utopiło by się biedaczysko gdyby go nie posłyszano. Zbiegli się ludzie z całego Rynarzewa lecz nikt z nich nie mógł stwierdzić co się stało, gdyż w Rynarzewie nie było jeszcze światła. Przynieśli tedy ludzie drągi, bosaki, widły i powroza, aby sprawdzić co w stawie jęczy.

  Ludzie popadli w panikę i starach ich ogarnął, co też w stawie może być. Odważniejsi mówili, że to potwór przyczłapał się do Rynarzewa, aby wyrządzić wielkie spustoszenie.

  Chłopi uzbrojeni w widły i kije ustawili się nad brzegiem gotowi do obrony miasteczka. Inni bosakami i drągami robili wszystko, aby zaczepić potwora i wywlec go na brzeg. Ktoś powiedział w żarcie, że to wielki rak który korzeniami drzew jest złączony. Wreszcie, któremuś z chłopów udało się zaczepić bosak o łańcuch, którym był rak owinięty

  Wszywszy go ciągnęli na brzeg, lecz byli i tacy co czuwali gotowi do ataku w razie niebezpieczeństwa. Lecz potwór leżał jak nieżywy. Zaczęto latarniami przyświecać, najpierw nie pewnie, potem odważniej. Kiedy rozpoznano, że to kształty ludzkie, przybliżono się do niego. Poznano, że to człowiek, lecz kto to może być? Wyciągnięty człowiek przedstawiał jedną bryłę błota. Kilkoma wiadrami wody obmyto go. Dopiero wtedy poznano, że jest to miejscowy kowal. Odprowadzono go do domu, lecz złośliwi, którzy kowala nie lubili roznieśli złośliwą wieść, że w Rynarzewie złowiono raka na złotym łańcuchu. Byli i tacy, którzy wierzyli, że rak ten jest nadal trzymany na łańcuchu w miejskim stawie

  Czas potoczył się do przodu, lecz legenda obiegła szersze kręgi ludzi i dotarła do różnych miast i wsi.

1 procent podatku

strony internetowe bydgoszcz